king

TO – Kilka uwag po seansie

 

  1. O ile film jako ekranizacja mojej ukochanej książki w zasadzie spełnił moje oczekiwania, o tyle nie wyobrażam sobie, żebym mogła powiedzieć o nim coś pozytywnego gdybym książki nie czytała. Zawiera w sobie to wszystko, czego w horrorach nie lubię. Zbyt duże natężenie „strasznych” scen, całkowity brak subtelności, wszystko pokazane zbyt wprost. Lubię, jak nerwy widza są drażnione. Jak zło czuć na każdym kroku, ale go nie widać. Jak kątem oka dostrzegamy jakiś cień, widzimy skutki działania potwora, ale jego samego oglądamy dopiero w ostatnich scenach. Nie lubię korpusów biegających bez głowy. W książce tych okropności było równie dużo co w filmie. Jednak różnica, między wyobrażaniem sobie czegoś, a wizualizacją na ekranie jest ogromna. Groza a groteska. Jeśli lubisz się bać, a żaden film nie spełnia już Twoich oczekiwań, zacznij czytać horrory. Uwierz mi, to zupełnie inne doznania.
    Dlatego też te same sceny, które w książce sprawiły, że pół roku po przeczytaniu bałam się odwiedzać po zmroku koleżankę, mieszkającą przy torowisku, w filmie raczej mnie bawiły.
  2. W książce między scenami typowo „horrorowymi” było dużo więcej ucieczki przed Bowersem i jego bandą, typowo dziecięcych zabaw w Barrens czy historii życia i rodzin głównych bohaterów. Wiele osób za to właśnie nie cierpi Kinga. Ja go właśnie za to uwielbiam. Film obciął takie sceny do minimum. Historia straciła sporo ze swojego uroku. Czy można było temu zapobiec? Przy ekranizacji książki, mającej 2300 stron drobnym drukiem? Cóż. Nie. Więc nie czepiajmy się.
  3. Jako rolnik oprotestowuję to, że z Bowersa-syna farmera zrobiono syna policjanta. Hej, my też mamy mroczną stronę!
  4. Ktoś, kto ma na ścianie TAKI obraz i każe swojemu dziecku obok niego przechodzić, albo go nie kocha, albo nie ma za grosz wyobraźni. Powaga.
  5. TO atakowało dzieci. Dlaczego? Bo żywiło się przede wszystkim strachem (choć małymi ciałkami również nie gardziło). Pomyślisz sobie: „bez sensu. Jestem dorosły a też na widok tego, co widzieli oni poczułbym strach zmuszający mnie do spontanicznego zanieczyszczenia bielizny.”
    Nie do końca. Strach dzieci jest czysty, nie skażony rozsądkiem. Widzą potwora – boją się potwora. U dorosłych natomiast działa mechanizm wyparcia. „To niemożliwe”, „zwariowałem”, „to mi się śni”. Podejrzewam, że tak doprawiony strach To z braku laku również by wciągnęło, ale woli jednak odwiedzać bufet bardziej mu odpowiadający.
  6. Ta wiara i prostota czyniła dzieci smakowitym kąskiem dla potwora. Jednocześnie czyniła je również nieporównywalnie większym zagrożeniem dla niego. Film postawił na bezpośrednie starcia. TO zostało skrzywdzone, bo przywalono mu w łeb. TO było ranne, bo oberwało włócznią. W książce walka dzieci z potworem była zupełnie inna. Srebrna kula wyrządziła mu krzywdę przede wszystkim dlatego, że dzieci wierzyły, że tak będzie. Zdanie-ćwiczenie Billa wypowiedziane przy potworze bez zająknięcia sprawiło mu ogromny ból. Dlaczego? Bo chłopiec traktował je jak zaklęcie („jak uda mi się w końcu to powiedzieć to wszystko będzie dobrze”).
    Czy jestem niezadowolona, że film postawił na dużo bardziej przyziemne rozwiązania? Nie. To, co da się dobrze odmalować w grubaśnym tomisku, niekoniecznie ma szanse wypaść dobrze na ekranie. Lepiej więc nie próbować.
  7. Jako dorośli nasi bohaterowie mieli dużo większy problem w walce z Tym. Po prostu nie wierzyli już, że im się uda. W filmie prawdopodobnie tego motywu nie będzie. Dorośli, z lepszym dostępem do broni, świadomi z czym się mierzą – powinno być łatwiej.
  8. Finałowa walka książki. Całkowicie pominięta. I całe szczęście. Wyobrażacie sobie film, w którego ostatecznym starciu jeden z bohaterów łapie się za nos z potworem (czy też wgryza się? Nie pamiętam) i przeprowadzają wielogodzinną walkę na zagadki? Nie wiem, jak zdolny musiałby być reżyser i scenarzyści, żeby po takiej scenie nie zostawić widzów którzy nie czytali książki z poczuciem wielkiego „że co?!”.
  9. Pominięto również wielkiego żółwia. Co prawda kłaniał się w naszą stronę ze sceny pływania w jeziorze czy z klocków w pokoju Georgiego, ale generalnie został pominięty. Mój komentarz do tego jest identyczny, jak do walki na zagadki.
  10. Kolejna pominięta rzecz – TA scena. Czytelnicy na pewno od razu wiedzą, o którą mi chodzi. Wiecie, zwykle mówię, że żyjemy w czasach przesadnej poprawności politycznej. Ludzie nie mają dystansu, wszystko od razu budzi oburzenie jakiejś grupy, wszystko może kogoś obrazić. Jednak w tej sytuacji zdecydowanie cieszę się, że żyję w czasach, gdzie scena zbiorowego seksu 12-letnich dzieci najzwyczajniej w świecie nie ma prawa znaleźć się w żadnym filmie. Zwłaszcza, że ze względu na to, o czym pisałam w punkcie 5 straciła ona swoje fabularne uzasadnienie.
  11. Pominięto również prawdziwą postać potwora. Akurat nad tym faktem ciut ubolewam. Bardzo dużo klimatu w książce dodawały sceny, jak TO siedziało w swoim leżu, pod swoją prawdziwą postacią i czuło się nagie i bezbronne, bo nikt JEJ (TO było samicą) takiej jeszcze nie widział, dopóki nasi bohaterowie nie wkroczyli do jej kryjówki. Mały skłon w stronę czytelników znów tu był, bo przez moment widzieliśmy pajęcze nogi. Możliwe, że czystą, nieotoczoną iluzją formę TEGO zobaczymy w drugiej części. A może zostanie przemilczana.
    Nawet mój mąż, który książki nie czytał uznał, że to jakieś takie mało przekonujące, że TO jest klaunem i pytał mnie, czy faktycznie taką ma formę gdy nikt tego nie widzi. Otóż nie. Klaun to tylko jeden ze strojów wyjściowych.
  12. Zgodnie z moimi przewidywaniami nie bałam się, za to ryczałam na scenach z serii „Och, Georgie, jak za tobą tęsknimy”. Chyba od czasu, jak mam swoje dzieci nie jestem w stanie podchodzić do takich rzeczy bez emocji. Co z tego, że to fikcyjny bohater. Czuję (jak pewnie każda matka) nieustanny, paniczny strach przed doświadczeniem takiego bólu, jakiego doświadczyła jego rodzina. Czuję wielką potrzebę nie spuszczania nigdy moich dzieci z oczu, pilnowania ich nieustannie, nie puszczania nigdy ich ręki i nie pozwalania im na oddalenie się ode mnie na krok. Nigdy. Wiem, że trzeba to w sobie stłumić. Wiem, że dzieci muszą dorastać i z wiekiem dostawać coraz więcej swobody. Ale dopóki ich nie miałam, nie rozumiałam jak wielki lęk musi pokonać matka, żeby im na to pozwolić. Bo wiecie, potwory istnieją. Z gatunku homo sapiens, ale gdzieś tam są.
  13. Pomysł reżysera, żeby dodać trochę grozy przez dziwnie przyśpieszone ruchy potwora nie podobał mi się ani trochę.

 

 

Czy film ma masę minusów i niedociągnięć? Tak.
Czy dało się go zrobić lepiej? Prawdopodobnie nie.

Polecam czytelnikom książki – nie powinien sprawić, że pęknie wam żyłka z irytacji.
Polecam również tym, którzy książki nie czytali, ale gust do horrorów filmowych mają inny niż ja. Oglądając nie bałam się ani trochę, ale mogę zrozumieć, że kogoś innego film przerazi.